D. BREHMER: „PRZERWA W MECZU BYŁA SZALONA”
29 marca 2023Od ostatniego gwizdka w meczu z Ruchem Radzionków minęło już kilka dni, ale emocje po tym spotkaniu jeszcze nie opadły. O kontrowersjach, czerwonych kartkach, planie taktycznym na drugą połowę a także o zbliżającym się spotkaniu z Unią Rędziny rozmawialiśmy z naszym trenerem, Dawidem Brehmerem. Przyjemnej lektury!
Od spotkania z Ruchem Radzionków minęło już kilka dni. Zapytam wprost – ochłonąłeś już po tym meczu? Emocji było co niemiara.
– Minęło już trochę czasu i oczywiście nasze myśli w klubie muszą być już skierowane na najbliższy mecz z Unią Rędziny, który nabrał dla nas bardzo wysokiej wagi w kontekście naszej pozycji w tabeli. Niemniej jednak skłamałbym mówiąc, że przeszedłem po tym meczu do porządku dziennego. W sobotę wydarzyło się wiele – zarówno niesamowicie pozytywnego, ale też siedzi we mnie dużo sportowej złości na przebieg tego spotkania. Czułem, że to był nasz mecz, w którym wreszcie pokazalibyśmy panowanie na boisku. Wróciliśmy po długim czasie na nasz obiekt, boisko znacznie poprawiło się już po ciężkiej zimie. Niestety dane nam było zagrać przy pełnych założeniach przedmeczowych zaledwie jedenaście minut. Pozostała więc duża duma, ale i gdzieś tam wewnątrz, duży niedosyt i sportowa złość, bo w kluczowych momentach tego spotkania powinniśmy się zachować inaczej.
Jesteś już pewnie po dogłębnej analizie wszystkich tych kluczowych sytuacji. Jestem ciekawy Twojego zdania – już tak na chłodno, więc może po kolei. Czerwona kartka Macieja Stachonia. Słuszna?
– Ciężko mi będzie być całkowicie obiektywnym w sprawach decyzji sędziowskich, ale się postaram. Oczywiście podstawy do czerwonej kartki były. Bartek Nawrocki to typ zawodnika, który jeśli już się napędzi, to jest ciężki do powstrzymania. Będąc w pełnym biegu, wystarczyło lekkie naruszenie jego równowagi przez Maćka Stachonia, by dać argument do interpretacji tej sytuacji, jako akcji ratunkowej. Ja jako trener patrzę na te zdarzenie globalnie i we wtorek będziemy o niej rozmawiać z zespołem. Zanim doszło do faulu popełniliśmy dwa znaczące błędy i one w moim mniemaniu spowodowały tę sytuacje. Myślę skąd inąd, że jeśli już ta sytuacja z wyjściem napastnika za linię obrony nastąpiła, to trzeba było zaryzykować nawet utratę gola, gdyż początek meczu to nie jest dobry moment na faul taktyczny kosztem czerwonej kartki i długotrwałej gry w osłabieniu. Może to zabrzmi buńczucznie, ale jeden stracony gol na pewno by nas w tym meczu nie wyhamował. Akceptowałbym takie zdarzenie tylko przy korzystnym wyniku i ostatnich minutach meczu.
Po dwóch kwadransach – kolejna czerwona kartka, tym razem pokazana Tobie. Troszkę się „zagotowałeś” i przyznajesz rację sędziemu, czy ta decyzja jest dla Ciebie nadal niezrozumiała?
– Wolałbym nie komentować tej decyzji skoro w niej nie będę już kompletnie obiektywny. Zasłużyłem co najwyżej na żółtą kartkę, ale poprzestanę na zdaniu które przekazałem w przyjacielski sposób sędziemu po zakończonym meczu – jako arbiter trzeba umieć zarządzać meczem i panującymi emocjami. Nie dotyczy to tylko sytuacji z moim wykluczeniem.
To czego jeszcze?
– Mam na myśli szeroko pojętego ducha gry, którego moim zdaniem nie uszanowano podczas spotkania. Nie da się tego pojęcia zdefiniować oglądając tylko skrót z kontrowersjami. Trzeba to czuć podczas danego pojedynku. Duch gry, zarządzaniem meczem oraz emocjami graczy i sztabów, to niestety bardzo szerokie pojęcie, a jestem świadom, bo wielokrotnie rozmawiam w prywatnych rozmowach z sędziami, że niewielu z nich ma takowe umiejętności. Mają to tylko najlepsi i za to są cenieni przez ludzi piłki, nawet tej na szczeblu lokalnym. Zaznaczam jednakże, że stricte technicznie, poza niezauważeniem ewidentnej ręki w polu karnym Cidrów w 30 minucie gry, sędzia wybroni się przepisami z każdej sytuacji.
Również z tej, w której czerwoną kartkę otrzymał Przemek Żemła?
– Tak, wybroni się i z tej sytuacji. Co do faulu – znam doskonale ambicjonalne podejście Przemka. To zawodnik z absolutnego topu w całej 4 lidze, bardzo rzadko przegrywa pojedynki biegowe z rywalami. Nie mam do niego pretensji, bo jestem pewien, że faul wynikał z ogromnego zaangażowania i determinacji. Niemniej jednak, musimy też być uczciwi wobec zespołu i przyznać, że faul był nieodpowiedzialny, zarówno w tej konkretnej sytuacji, gdzie z tyłu była odpowiednia asekuracja obrońców, jak i tym bardziej w kontekście konieczności dalszej gry w dziewiątkę. Dodajmy do tego wymuszoną pauzę w dwóch spotkaniach i tworzy nam się gigantyczny efekt domina. Zawodnicy, w tym również Przemek wiedzą, że zawsze pójdę za nimi w ogień, nawet po tego typu zdarzeniach, dlatego jestem pewien, że wspólnie wyciągniemy z tej sytuacji konstruktywne wnioski i Przemek wróci do gry z jeszcze większą sportową złością. Póki co możemy się tylko cieszyć, że całą zimę szykowaliśmy alternatywy na takie sytuacje i mamy już gotową receptę na tę absencję.
Czyli akurat ta decyzja sędziego jest dla Ciebie zrozumiała?
– Jest zrozumiała. Uważam jednak, że idąc z duchem gry można było tą decyzję dać inną. Graliśmy już w dziesiątkę, faul nie miał znamion chęci zrobienia krzywdy, a jedynie przerwanie korzystnej akcji. Żółta karta, a w domyśle „pomarańczowa, nie wzbudzałaby prawdopodobnie w środowisku większych kontrowersji. Ale oczywiście podkreślam, że czysto technicznie ciężko z tą decyzją dyskutować. Przemek nie powinien w taki sposób faulować i na tym pozostańmy.
Od tego momentu wydawało się, że wasza sytuacja jest – delikatnie mówiąc – dramatyczna. Musieliście nastawić się na grę w dziewiątkę przez całą drugą połowę. Gdybyś miał streścić te 15 minut przerwy i tego co działo się w szatni – Co sobie powiedzieliście i jakie mieliście założenia na dalszą część meczu?
– To był zupełnie szalony moment. Mieliśmy z chłopakami ze sztabu 4-5 minut przed wejściem do szatni na powzięcie taktyki, której nigdy w życiu nie testowaliśmy. Czas leciał jak szalony, a niełatwo ustawić tak zdekompletowany zespół, którego głównym celem miało być przetrwanie 45 minut bez straty gola. Zaburzana w końcu była proporcja miedzy zawodnikami defensywnymi i ofensywnymi. Ale udało się – taktykę ustaliliśmy, zaplanowaliśmy zmiany, a w szatni już przy obecności graczy powiedzieliśmy, że jeśli istnieje 5% szans na zrealizowanie tego szalonego planu, to my jako zespół musimy za nim iść w ogień i próbować oszukać przeznaczenie. Zawodnicy na wskroś ofensywni jak Marcin Rosiński, Daniel Paszek, czy Jacek Jarnot harowali niesamowicie na całej rozpiętości naszego pola karnego, co przecież nie jest częstym widokiem. To był klucz do sukcesu – pełna synchronizacja na boisku oraz determinacja. Nie bez znaczenia było gigantyczne wsparcie naszej ławki rezerwowych i oczywiście naszych wspaniałych kibiców.
No i z tymi założeniami udało się wytrzymać do 72 minuty. Miałeś po bramce dla Ruchu uczucie zwątpienia, że tutaj już nic nie da się zrobić?
– Tak, wdarło się pewne zwątpienie. Bo o ile utrzymanie bezbramkowego remisu, wydawało się jeszcze do osiągnięcia żelazną defensywą, wybitną postawą Artura Tomanka i odrobiną szczęścia, to odrobienie gola w dziewiątkę wydawało się już zupełnie „mission imposible”. Niemniej jednak zachowaliśmy chłodną głowę. Mieliśmy w zanadrzu jeszcze manewr z wymianą Mateusza Wacławskiego na Patryka Mendelę, naszego drugiego strzelca w zespole. Wiedzieliśmy też, że możemy się próbować odkrywać na maksymalnie 3-4 minuty. Sprawdziło się i zyskaliśmy bardzo cenny punkt, a już szczytem szczęścia byłoby gdyby Daniel Paszek wykorzystał swój rajd w 95 minucie.
Gdyby Danielowi udało się zdobyć bramkę, to o tym meczu mówiło by się pewnie wszędzie. Wygranej nie było, ale był zwycięski remis. Zgadzasz się, czy czujesz jednak niedosyt po tej ostatniej sytuacji „Pacha”?
– Zgadzam się, że punkt jest w tym wypadku na wagę złota. Zarówno mentalnie, ale też namacalnie, bo te „oczko” dało nam utrzymanie pozycji lidera, gdzie w przypadku porażki spadlibyśmy na czwartą lokatę. W żadnym wypadku nie mam niedosytu po sytuacji Pacha. Zrobił co mógł, była 95 minuta gry, boisko jeszcze nie sprzyjało dobremu kierunkowemu przyjęciu. Swoją drogą, gdyby nie trafił na „świeżego” wracającego na gazie Leona Fuliantego, jestem pewien, że akcja skończyłaby się golem. Mimo tego traktujemy te sytuacje, jako ugranie bardzo cennych 30-40 sekund gry, aniżeli zmarnowaną szansę na zwycięstwo. Zespół zrobił swoje a perfekcyjna finalizacja Daniela akcji na 1-1, jaki i spontaniczna radość zespołu długo pozostanie jeszcze w naszej pamięci.
Podsumowując ten mecz z Ruchem – pomimo wielu problemów i absencji Przemka i Maćka w kolejnych meczach, paradoksalnie ten pojedynek może wam pomóc jeszcze bardziej uwierzyć we własne możliwości – zremisować mecz grając dwóch zawodników mniej to niesamowity zastrzyk wiary we własne umiejętności.
– Jestem pewien, że nam pomoże. Sprawdziliśmy się w sytuacji ekstremalnej i zdaliśmy egzamin z dojrzałości. Zespół pokazał też, że nasz plan co do przygotowania motorycznego zespołu był właściwy, bo zdecydowana większość drużyn z naszego poziomu nie dałaby rady dograć na takim pułapie fizycznym tego meczu jak my. Zawodnicy oczywiście okupili ten pojedynek ogromnym zmęczeniem, ale jak mawia przysłowie „Z pustego i Salomon nie naleje”, więc wypada się tylko cieszyć, że ciężkie i wymagające sesje treningowe oraz świetna frekwencja na treningach dają nam wymierne efekty w rozgrywkach ligowych. Paliwa w rundzie wiosennej na pewno nam nie zabraknie!
Jakie plany w takim razie na Rędziny i czy macie już plan na zastąpienie Przemka Żemły i Maćka Stachonia?
– Od wtorku wdrażamy plan treningowy pod kątem meczu z Unią. Jedziemy na trudny teren, gdzie komplet punktów straciły tak klasowe zespoły jak Szczakowianka i Rozwój. Wydaje się, że Rędziny bardzo solidnie przepracowały zimę. Cztery punkty w dwóch wiosennych meczach z bardzo solidnymi ekipami robią wrażenie. Unia pozyskała legendę Skry Częstochowa – Dawida Niedbałę, a trzeba też pamiętać, że w składzie mają innych bardzo solidnych jak Porochnicki czy Andrzejewski. Jednym słowem będzie tam bardzo ciężko, ale mamy swój plan na ten mecz, który powoli trenujemy już w mikrocyklu. Na pewno specyficzne boisko w Kamyku wymaga innego podejścia, niż spotkanie rozgrywane na podleskiej murawie. Mniejsze wymiary, to więcej walki i już teraz sygnalizujemy chłopakom, by już teraz nastawiali się na prawdziwą piłkarską wojnę. Na pewno nasza kadra jest wystarczająco szeroka aby skompensować straty Przemka i Maćka. Nie będzie to oczywiście łatwe, bo obaj należą do filarów defensywy. Nie wiemy też, czy dojdzie zdrowotnie dwóch innych graczy narzekających na urazy po meczu z Cidrami, ale szczerze powiedziawszy jestem pewien, że sobie z tym poradzimy. To dla takich sytuacji budowaliśmy szeroką i bardzo wyrównaną kadrę. Z resztą nie raz z niej korzystaliśmy w zeszłej rundzie, kiedy przez długi czas zmagaliśmy się z absencji tak ważnych graczy jak Marcin Rosiński, Maciek Niesyto, Bartek Nowotnik czy niezniszczalny zazwyczaj Krzysiek Renner.
Dla Ciebie również zabraknie miejsca na ławce rezerwowych.
– Jeżeli chodzi o moją osobę, to bezpośrednia czerwona kartka to dla mnie pewien problem, ale i na taką sytuację jesteśmy gotowi. Na pewno rolę dowodzącego z ławki naturalnie przejmie Bartek Gruszczyński, a pomagać mu będzie jeszcze reszta naszego doświadczonego sztabu. Myślimy też na sposobem komunikacji, tak abyśmy mieli swobodną możliwość konsultacji kluczowych decyzji między trybuną gdzie ja będę, a naszą ławką rezerwowych. Mimo tej drobnej niedogodności, koncentrujemy się w największej mierze na tym, na co mamy obecnie wpływ, czyli jak najlepsze i efektywniejsze przygotowanie zawodników do meczu. Jesteśmy przekonani, że to co najważniejsze odbywać się będzie na boisku, a nie ławce trenerskiej.
Rozmawiał Kamil Drzeniek