„NIE BĘDZIEMY ROZSTAWIAĆ DRUŻYN PO KĄTACH”

„NIE BĘDZIEMY ROZSTAWIAĆ DRUŻYN PO KĄTACH”

30 września 2024 0 przez Kamil Drzeniek

Po przegranym spotkaniu ze Stilonem Gorzów Wielkopolski rozmawialiśmy z trenerem Podlesianki Dawidem Brehmerem, który poruszył kilka bardzo ważnych tematów, podkreślając jedno. – Walka o ligowy byt będzie zażarta i jeśli ktoś wyobrażał sobie, że wejdziemy w tę ligę z buta i zaczniemy wszystkich rozstawiać po kątach, to apeluję o zmianę nastawiania. – mówi Trener.

Trzy ostatnie mecze w których zdobywamy zaledwie 1 punkt. Jak Trener podsumowałby ten dorobek?

– Po pierwsze na dorobek punktowy zawsze patrzymy w kontekście globalnym, a nie bieżącym – 11 punktów w 10 meczach, to oczywiście mniej niż byśmy chcieli czy oczekiwali, ale nie jest to absolutnie żaden powód do nerwowych ruchów. Kontrolujemy tabelę i widzimy, że mocno się ona wypłaszacza w drugiej połowie, którą zajmują zespoły o dużo wyższej renomie i doświadczeniu niż Podlesianka. Twardo stąpamy po ziemi i wiemy, że każdy zdobyty punkt będzie nas kosztował ogrom pracy i zaangażowania, ale też te same wymagania tyczą się każdego z naszych rywali. My nigdy tanio skóry nie sprzedamy i przeciwnicy, którzy dotychczas zabrali nam punkty czują, jak wiele trudu kosztowało zdobycie choćby jednego „oczka”. Z każdym spotkaniem nabieramy też niezbędnego doświadczenia, zarówno organizacyjnego, jak i tego najważniejszego – piłkarskiego. Czuję, że jeśli tylko zespół będzie dalej wierzył w pracę, którą wspólnie wykonujemy, to szybko ten ostatni trend obróci się w dobrą passę.

Czyli nie ma powodu do niepokoju?

– Oczywiście, że boli nas strata tylu punktów i to jeszcze w tak kuriozalnych okolicznościach. Dlaczego tak bardzo? Ponieważ w każdym z tych spotkań walczyliśmy o pełną pulę i prezentowaliśmy futbol nie tylko odpowiedzialny w defensywie, ale również nastawiony na wysoką jakość w grze do przodu. Nasz styl może się podobać i powoduje, że nikt nie może sobie pozwolić na lekceważenie nas. Nawet z hegemonem ligi – Śląskiem II Wrocław, to my byliśmy bliżsi zwycięstwa, a ze zdobyciem punktu w 90 minucie pogodzone już były nawet oba zespoły. Brakuje nam kropki nad „i” w postaci większej liczby goli, a na przeszkodzie staje nie brak umiejętności, ale milimetry, które decydują iż po naszych strzałach bohaterem zostaje bramkarz lub obijamy „aluminium”. Możemy też postawić tezę, że oprócz tego piłkarskiego szczęścia, brakuje nam trochę pewności siebie wynikającej z ogrania w naszej nowej lidze, a tą natomiast buduje odpowiednia seria, w którą gorąco wierzę. Patrząc na pracę zespołu i podejście do treningów jestem pewien, że złapiemy swój rytm, który zacznie przynosić punkty regularniej niż dotychczas. Sama gra jest co najmniej zadawalająca, a podejście graczy więcej niż profesjonalne.
Wracając do meritum pytania – jestem pewny za nasz zespół! Mamy mocnych i świadomych zawodników, którzy zrobią wszystko, by nasz klub szybko zniwelował deficyt punktów. W piłce nigdy nie można być niczego pewnym na sto procent, ale już nie raz się przekonaliśmy, że w długiej perspektywie ciężka praca przynosi dobre owoce. Czy to wystarczy do osiągnięcia celu? – przekonamy się w czerwcu przyszłego roku.

Jaki dorobek punktowy byłby dla Was satysfakcjonujący?

– Matematyka pokazuje, iż do utrzymania zazwyczaj potrzebnych jest około 42-43 punkty, dlatego jeśli na koniec rundy uda się zdobyć połowę tego dorobku, to uznamy to jako dobry prognostyk na przyszłość. Wszyscy musimy być jednak świadomi, jak trudna to jest liga i z jak mocnymi markami mierzymy się na co dzień, dlatego skupiać się musimy tylko i wyłącznie na najbliższym rywalu. Statystyka jest pomocna, ale jeśli nie zrobimy swojej roboty na boisku, to będzie ona dawać tylko złudną nadzieję. Oczywiście każdy z nas – trenerów, czy zawodników naszej kadry – jest ambitny i to nie tak, że zadawala nas plan minimum. Nasza gra jasno pokazuje, że mierzymy wysoko i przytoczę pewne stwierdzenie, którego użyłem niedawno w szatni, a które wydaje mi się nad wyraz trafne w obecnej sytuacji – z taką gra jaką prezentujemy, możemy równie dobrze zająć miejsce na pudle, jak i zamieszać się w rozpaczliwą walkę o utrzymanie. To na pierwszy rzut oka paradoksalne stwierdzenie, ale różnica między maksimum a minimum, to czasami właśnie jeden błąd lub niewykorzystana szansa na gola. Na razie przekonujemy się o tym dosyć boleśnie, ale w piłce bardzo często bilans szczęścia równa się zero i dlatego z optymizmem patrzymy w przyszłość. Zawsze będę podkreślał – graj tak jakby każde Twoje pojedyncze zagranie miało zdecydować o mistrzostwie świata. Tylko z tym podejściem odwrócimy deficyt piłkarskiego szczęścia.

Po ostatnich meczach dało się wyczuć lekkie zniecierpliwienie na trybunach? Czy kibicom będzie trudno pojąć zamianę roli naszego zespołu – z księcia w kopciuszka?

– Mam nieodparte wrażenie, że część naszych fanów ma problem z tym, iż po latach, gdzie wygrywaliśmy zdecydowaną większość ligowych spotkań, trzeba z pokorą patrzeć nie tylko na możliwości piłkarskie naszych rywali, ale przede wszystkim na organizacyjne. Już nie będzie nam łatwo zaimponować tym, czym tak mocno wyróżnialiśmy się na szczeblu wojewódzkim. 75 procent zespołów z którymi rywalizujemy, to topowe zespoły piłkarskie swoich miast. My zawsze będziemy w Katowicach tylko ciekawostką, czy kolokwialnie ujmując kwiatkiem do kożucha przy GKS-ie Katowice. To sytuacja, która nie tylko ogranicza nas drastycznie pod kątem finansowym, ale też pod kątem dysponowania bazą miejskich boisk i szeroko pojętym zainteresowaniem władz Miasta. Musimy natomiast, jako społeczność poradzić sobie z nową rzeczywistością i nauczyć się czerpać pełną radość z tej historycznej dla Klubu obecności na szczeblu międzywojewódzkim, nawet jeśli nie zawsze satysfakcjonują nas pojedyncze wyniki. Doszliśmy już tak wysoko, że zaprzepaszczenie dobrego klimatu panującego na Sołtysiej będzie czymś, czego naprawdę nie możemy zrobić sami sobie. Piszmy dalej swoją historię, wierząc, że to co najlepsze być może jeszcze przed nami. Doszliśmy do miejsca, w którym nie było nas jeszcze nigdy w 86-letniej historii Klubu. Czas to naprawdę docenić, bo przykłady innych pokazują jak szybko można spaść ponownie w otchłań bylejakości i marazm szczebla lokalnego.

Między słowami można było wyczuć lekki żal o to jaką bazą dysponujemy na co dzień. Czy macie optymalne warunki do pracy? Jak pogodzić skromną bazę treningową z wymogami sportu profesjonalnego?

– Temat jest bardzo złożony. Problemy infrastrukturalne w żaden sposób nie zależą od klubu, gdyż nie jesteśmy jego właścicielem, a tylko użytkownikiem. Mimo tego wiele z deficytów ośrodka przy Sołtysiej rozwiązujemy, biorąc sprawy w swoje ręce. Siódmy rok z rzędu ludzie związani emocjonalnie z klubem wtłaczają duże pieniądze z puli Budżetu Obywatelskiego na projekty wzbogacające nasz ośrodek sportowy. Gdyby nie to, nie byłoby żadnych szans na 3 Ligę na tym obiekcie. Prace realizowane z projektów obywatelskich na Sołtysiej są wielotorowe, bo służą nie tylko zawodnikom seniorskim, ale też dzieciakom z naszej Akademii czy też samym kibicom oraz mieszkańcom naszej dzielnicy. Podlesianka jest w tej materii nie tylko wzorem, ale i absolutnym pionierem. Za naszym przykładem idą powoli inne katowickie kluby, bo widzą, że to w naszym mieście prawdopodobnie jedyna droga, by coś zmienić na lepsze. Siła naszej społeczności jest ogromna, lecz podstawowego i najtrudniejszego problemu nie przeskoczymy – trenujemy niemal codziennie, a dysponujemy jedynym boiskiem, które przecież musi służyć głównie do grania o ligowe punkty. Dobrze wiemy, że każdy poważny zespół dba o swoją murawę meczową i trenuje na niej jedynie raz, maksymalnie dwa razy w tygodniu. Nam – w momentach kiedy płyta musi się regenerować – pozostaje jedynie małe zakole, gdzie jako sztab szkoleniowy dokonujemy niemal cudu, tworząc wiele wariantów treningowych, nad którymi pewnie każdy poważny szkoleniowiec z wyższej ligi nawet by się nie rozwodził, tylko zażądał pełnowymiarowego boiska treningowego lub po prostu zniszczyłby nadmierną ilością jednostek te meczowe. Jesteśmy jednym z dwóch profesjonalnych zespołów piłkarskich w naszym mieście, a nikt z osób odpowiedzialnych za sport w Katowicach nie zaproponował nam żadnego wsparcia w tej kwestii. Zaznaczam, że nie chodzi o pieniądze, a jedynie opcję treningu godnego szczebla centralnego, na którym występujemy. Patrząc na możliwości zdecydowanej większości naszych rywali ligowych, czujemy jak duży handicap względem nas mają. Póki co musimy sobie jakoś radzić i będę ostatnim, który zrzuci odpowiedzialność za końcowy wynik na kogokolwiek innego niż samego siebie. Robimy co w naszej mocy, by zniwelować te różnice, a ogromne możliwości równoważenia deficytów dają nam nasi partnerzy i szeroki oraz wysoce kompetentny sztab szkoleniowy i organizacyjny. Możliwość treningów indywidualnych, rehabilitacji oraz diagnozy medycznej w Centrum Improve, regeneracji przy użyciu najnowszych i najskuteczniejszych metod tlenoterapii w Baromedical czy wielu innych możliwości, które wywalczyliśmy sobie sami dzięki kontaktom sponsorskim i partnerskim, powodują, że zespół czuje się nie tylko odpowiednio zaopiekowany pod kątem medycznym, ale też ma możliwości progresu motorycznego. Póki co nie narzekamy zbytnio i robimy wszystko co w naszej mocy, by poradzić sobie w tej trudnej sytuacji i kontynuować dobrą pracę, dzięki której w przeciągu zaledwie kilku lat z zespołu, który bronił się przed spadkiem z Klasy Okręgowej stał się niepodważalną drugą siłą Katowic, nie mającą kompleksów wobec żadnego z wyżej notowanych ligowych rywali.

Wróćmy do tematów związanych z ostatnim meczem ze Stilonem. Martwią kontuzje i pauzy? Oprócz pauzujących sześciu graczy, kolejnych dwóch opuściło z kontuzją boisko przed końcowym gwizdkiem.

– Ostatni mecz był pod tym kątem ciężki. Brakowało nie tylko pauzującego za kartki kapitana, ale też 5 innych zawodników. Ogólnie rzecz biorąc, każdy, kto nie mógł znaleźć się w kadrze meczowej na Stilon, pełniłby w tym meczu ważne funkcje, czy to w pierwszym składzie, czy dając kluczową zmianę w trakcie meczu. Uważam jednak, że mimo tego dysponowaliśmy silnym i zbilansowany składem, ale na pewno na końcowy wynik meczu ze Stilonem zaważyły kontuzje w trakcie gry nominalnych stoperów Kajtka Kunki i Seby Kopcia, gdyż gol w ostatniej sekundzie padł ze strefy, w której będąc jeszcze na boisku, wygrywali oni 100% starć powietrznych i pewnie tak by było w tej feralnej 97 minucie. Kuba Roj, który w doliczonym czasie gry został wrzucony na bardzo głęboką wodę, nie był w stanie wygrać tego kluczowego pojedynku ze względu na słabsze predyspozycje fizyczne i wzrost, ale też trzeba zaznaczyć, że pozostała część defensywy nie ułatwiła mu roboty, gdyż aż 4 naszych graczy dało się wyciągnąć na pierwszy słupek i minęło się z wyrzuconą z autu piłką. Żeby była jasność – patrzymy również, a wręcz przede wszystkim na to co możemy robić lepiej i zaręczam, że nie tłumaczymy wszystkiego tylko brakiem szczęścia. Przykładem tego jest pierwszy gol dla Stilonu, gdzie naszym zdaniem mniejsze znaczenie ma przegrana głowa Przemka Żemły z doświadczonym Emilem Drozdowiczem, a większe to czego nie zrobiliśmy przy tzw. wczesnym dośrodkowaniu wahadłowego gości. Szczegóły oczywiście usłyszą już tylko zawodnicy na odprawie pomeczowej.

Jak kadrowo wyglądamy na Puchar z Ruchem i wyjazd do Słubic?

– Na wtorkowy mecz na pewno będzie trudno nam przerotować składem tak jakbyśmy tego pierwotnie chcieli. Puchar to był czas gry dla tych, którzy potrzebowali minut ze względu na ich deficyty w lidze, ale przy takiej liczbie kontuzji, będziemy musieli zastosować wariant hybrydowy. Zagramy młodzieżą, ale wzbogaconą o kilku graczy doświadczonych. Oczywiście w jakiejkolwiek opcji personalnej będziemy grać o zwycięstwo. Jako jedyny 3 Ligowiec naszego Podokręgu chcemy maksymalnie wydłużyć pucharową przygodę, ale zdajemy sobie sprawę, że rezerwy Ruchu to bardzo wymagający i klasowy rywal. Dla mnie osobiście będzie to mecz sentymentalny, gdyż po raz pierwszy od 23 lat spotkam ponownie Trenera Niebieskiej „Dwójki” – Ireneusza Psykałę, który prowadził mnie jako juniora w zespole Ruchu Chorzów. Ciężko mi uwierzyć jak szybko przeleciało te niemal ćwierć wieku, od kiedy nie było mnie na stadionie przy Cichej. Co do meczu z Polonią Słubice, to jestem dobrej myśli, ale wiele spraw wyjaśni się w drugiej połowie tygodnia. Nasz sztab medyczny pracuje pełną parą i zrobimy wszystko, by jak największa liczba graczy była gotowa zagrać w tym dalekim wyjeździe. Na pewno z tego pojedynku wypadają kartkowicze – Łukasz Grzeszczyk i Przemek Żemła, których na szczęście zrównoważą powroty Marcina Rosińskiego i Maćka Niesyty. Z dotychczas kontuzjowanych na pewno jest szansa by ktoś z nich się wykurował, ale przed nami tydzień czasu, a wtorkowy mecz z Ruchem również może w tej sytuacji dać nam nowe zmienne. To co mogliśmy zrobić na ten moment, to ostro aplikować zabiegi regeneracyjne i minimalizować ryzyko dla zdrowych oraz przyblokować graczy, którzy mieli podtrzymać rytm meczowy w rezerwach w sobotnim pojedynku z rezerwami Slavii. Powołanie otrzymał jedynie Wiktor Lipiec, który wydatnie przyczynił się do skromnego zwycięstwa naszej „Dwójki” kapitalnie broniąc w wielu trudnych sytuacjach.

Jakie pozytywy dostrzega Trener po dotychczas rozegranych kolejkach?

– Pozytywem jest szeroko pojęte „twarde wejście” Podlesianki w naszą ligę. Rozmawiam z wieloma trenerami i chyba nikt nie spodziewał się, że akurat to beniaminek nikomu szerzej nieznanej dzielnicy Katowic, będzie radził sobie jak równy z równym z faworytami tej ligi. Na naszym wykazie zwycięstw znalazły się zespoły o naprawdę dużej renomie, bo chyba każdy kibic wie, jakie ambicje i możliwości mają zespoły MKS-u Kluczbork czy Górnika Polkowice. Byliśmy również pewni, że po naszym – w pełni zasłużonym – zwycięstwie z „Dwójką” Górnika Zabrze, nasi rywale szybko się odbiją i mając w składzie aż 5 młodzieżowych reprezentantów Polski, będą w niedługim czasie wyżej niż na tamten moment. Na dzień dzisiejszy moje przewidywanie się sprawdzają, a boleśnie przekonały się o tym bardzo solidne zespoły Ślęzy Wrocław i ostatnio bardzo srogo Pniówek Pawłowice, który przegrał u siebie z Zabrzanami 0-5.
Na pewno faktem jest, iż praktycznie w każdym meczu, w którym ostatecznie nie zdobyliśmy kompletu punktów – w pełni obiektywnej opinii – przy ciut większej dozie piłkarskiego fartu, mogliśmy to zrobić. W aż trzech meczach decydujących o braku punktu gola tracimy w ostatnich sekundach spotkania i przyczyną nie jest kwestia wydolności, którą w mojej opinii imponujemy na tle dotychczasowych rywali, a po prostu zbieg niekorzystnych okoliczności w danej akcji. Strata 2 punktów z Odrą Bytom Odrzański też jest z perspektywy przebiegu gry kuriozalna, gdyż ilością dogodnych dla nas sytuacji bramkowych można by obdzielić kilka innych spotkań. Świadomość, iż piłkarsko dajemy sobie radę, to dla nas ważny sygnał, bo nierzadko się zdarza, że beniaminek zanim „otrzaska” się z daną ligą przyjmuje naprawdę srogą lekcję. Popatrzymy na dwóch innych beniaminków – Polonia Słubice zdobyła na razie tylko punkt, a dysponująca dużo większymi możliwościami niż my, Stal Brzeg ma ich póki co 3. Jedynie spotkanie, a właściwie druga jego część, która nam kompletnie nie wyszła, to mecz z Unią Turza Śląska. Być może to jedyny pojedynek, w którym rywal podszedł do nas schowany za podwójną gardę i chyba to nas sprowokowało do bicia głową w mur. Patrząc na to, że ponad 1/4 sezonu ligowego już za nami i wiemy jaki poziom prezentuje większość rywali, jestem dobrej myśli. Oczywiście na dzień dzisiejszy musimy sobie zdawać jasno sprawę – walka o ligowy byt będzie zażarta i jeśli ktoś wyobrażał sobie, że wejdziemy w tę ligę z buta i zaczniemy wszystkich rozstawiać po kątach, to apeluję o zmianę nastawiania. Lepiej dać pozytywnie się zaskoczyć, niż srogo zawieść. My obiecać możemy jedno – w każdym meczu postaramy się zagrać na maksimum zaangażowania i ambicji!